podczas
kilku lat zabawy z gliną przechodzę różne fascynacje samą masą,
kolorem, strukturą, wykończeniem, technikami zdobniczymi... w tym
temacie jestem odważna... jeśli tylko przyniesie mi to jakieś nowe
doświadczenie, poszerzy moją wiedzę... lubię eksperymentować... obecnie największą radość daje mi surowość gliny... najchętniej bez szkliwienia z lekkimi przetarciami tlenku czy angoby...
ciekawa jestem czy Wy też wpadacie w takie okresowe fascynacje np. kolorem, wzorem, techniką...?
Z trudem przedarłam się przez zarośla i pajęczyny jakim porósł mój blog. Na swoje wytłumaczenie mam tylko jedno WIOSNA! jest ogródek do oporządzenia a raczej zrobienia go od nowa co z nieukrywanym zadowoleniem czynię, starsze dziecko wyjechało... zdążyło już wrócić... wyjechało drugie... pranie, prasowanie, pakowanie, rozpakowanie, pranie, prasowanie, układanie i od nowa...w międzyczasie glina... coś ulepić coś poszkliwić i tak dzień za dniem mija.
Czasem w tej pogoni za własnym ogonem uda mi się przystanąć... zachwycić się rzeczą błahą... wsłuchać w ciszę... odpłynąć przy ptasim śpiewie... zatrzymać w tłumie i pochylić nad samotnym makiem wyrastającym z chodnikowych płyt... lubię te chwile...
pocieszam się faktem, że każdy z nas jest w podobny sposób zabiegany wiec pewnie aż tak bardzo nie zauważyliście mojej nieobecności ;) Pozdrawiam Ania :)